Przywrócony_id:(97) |
Wysłany: Śro 15:35, 21 Maj 2008 Temat postu: |
|
Mężczyzna z telezakupów opowiadał właśnie o jakimś odkurzaczu. Na innym programie pogodynka zachęcała ludzi do wyjścia z domu, chociaż sama nie miała na to ochoty. Słońce grzało mocno już od ponad tygodnia, temperatura wynosiła ponad 30 stopni Celsjusza. W małym kieleckim mieszkanku robiła właśnie śniadanie dla swojej córeczki Matylda Malatyńska.
Melania miała roczek i była słodką dziewczynką. Matylda zaszła w ciążę tuż po maturze, a urodziła małą w dniu sesji kończącej I rok studiów.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Matylda wiedziała, że to Paweł Bielecki, ojciec Meli. Miał 24 lata i studiował prawo, tak jak Matylda. Zabierał do siebie Melę w poniedziałek rano i przywoził ją w niedzielę wieczorem, kiedy Matylda była już po zajęciach. Studiowała zaocznie ze względu na Melę.
Matylda otworzyła drzwi.
- Cześć. Mela zaraz wstanie. Jak tylko ją nakarmię i ubiorę, to możesz ją zabrać. Pamiętaj, punkt siedemnasta w niedzielę jesteście tutaj.
- Jasne, jasne.
Paweł rozejrzał się po kawalerce. Był to jeden pokój, miniaturowa łazienka i kuchnia składająca się z blatu i przenośnej kuchenki. Razem – 17m2.
- Pamiętasz, co mówiłem tydzień temu?
Matylda właśnie wyciągała Melę z łóżeczka.
- Pamiętam.
- Ponawiam swoją propozycję.
- Przykro mi jak psu, Pawle Bielecki. Nie przeprowadzę się do ciebie z Melą. Po co miałabym to zrobić?
- Tylda, proszę!
- Nie! Pokarm Melę
Wsadziła mu Melę na ręce i podeszła do komody. Wyjęła kilka kaftaników, par skarpetek i spodenek.
- Będziecie gdzieś chodzić?
- Na spacery, jak zwykle.
Matylda zapakowała rzeczy Meli do małej torby. Później wzięła córeczkę od Pawła i ubrała ją w lekką sukieneczkę. Nałożyła jej białe buciki.
- No, Melcia, jesteś gotowa. Daj mamie buziaka na pożegnanie.
Mela pocałowała Matyldę w policzek. Wzięła ojca za rękę.
- Tata… oć! Oć już! Pa mamusiu! Tata, oć!
Paweł wziął torbę Melanii i wyszedł razem z nią.
Kilka minut później Matylda widziała przez okno, jak Paweł wsadza Melę do fotelika w samochodzie. Odwróciła się od okna i poszła do łazienki. Wzięła prysznic, ubrała się i posprzątała trochę w domu. O dziewiątej dwadzieścia pięć pozbierała notatki na studia, zamknęła kawalerkę i zjechała windą na parter. Na parkingu czekała już na nią Asia w czerwonej Toyocie.
W piątek Matylda wróciła ze szkoły o 16.30. Zaprosiła do siebie Asię, miały zamiar się pouczyć. W mieszkaniu było bez Melanii bardzo cicho.
- Melcia u Pawła? – Zapytała Asia siadając na kanapie.
- Tak. Na weekend. Zrobić ci czegoś do picia?
- Herbaty poproszę. Gdzie będziesz miała praktyki?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Może zatrudnię się w kancelarii Bieleckich. Przynajmniej będę mogła zabierać ze sobą Melcię.
- Oj, Tyldzia, idziesz po najmniejszej linii oporu.
- Ale co mam zrobić? – Postawiła herbatę na stoliku. – Nie stać mnie na nianię dla Meli, a nie oddam jej Pawłowi.
- A mama?
- Co mama?
- Tylda, nie udawaj. Twoja mama mogłaby się przecież zająć Melą.
- Nie mogłaby. Wyrzuciła mnie z domu, kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży. Potem nagle chciała wziąć mnie do siebie z Melą. Ale ja u niej nie zamieszkam, Asiu. Pozwoliłam, by płaciła za studia, ale z resztą poradzę sobie sama. No dobra, zabieramy się za naukę.
Wyciągnęła notatki z teczki.
Następne dwa dni były do siebie niezwykle podobne. Matylda wstawała o ósmej i kładła się spać o ósmej. W niedzielę zrobiła obiad dla siebie i Pawła oraz jedzenie dla Meli tak, by była gotowa o siedemnastej. Ale minęła 17.15, a Pawła nadal nie było. Matylda wykręciła na telefonie numer jego rodziców.
- Dzień dobry, pani Bielecka, mówi Matylda Malatyńska. Czy zastałam Pawła?
- Dzień dobry, Matyldziu. Proszę Cię, przyjedź jak najszybciej!
- Ale…
- Przyjedź, mówię!
Matylda pospiesznie założyła buty i pod blokiem złapała taksówkę. Powiedziała taksówkarzowi, gdzie ma jechać. Zapłaciła i wbiegła na podwórko Bieleckich. Wanda Bielecka czekała na nią w drzwiach.
- Co się stało? Gdzie Paweł? Gdzie Melcia?
- Melania bawi się na górze, ale Paweł leży w szpitalu. Miał wypadek.
- A Melania? Gdzie Mela wtedy była?
- Mela… Mela była w samochodzie. Jechała z nim. Zapiął ją najdokładniej jak mógł, ale spieszyli się do ciebie, Matyldo. Melcia ma kilka zadrapań, ale…
- Mogę ją zobaczyć?
Nie czekając na odpowiedź wbiegła na górę. Była tu tylko raz – w pokoju Pawła, kiedy poczęli Melanię.
- Gdzie ona jest? – Zapytała przechodzącego lokaja – Gdzie moja Melcia?
- Melania? – Odpowiedział lokaj – Melania jest w pokoju zabawkowym, na końcu korytarza…
Matylda pobiegła do pokoju wskazanego przez lokaja. Mela bawiła się z ojcem Pawła i jego trzynastoletnią siostrą.
- Melcia! – Melania odwróciła głowę.
- Mama! Mama!
- Boże, Melcia, tak się bałam…
- Mamo, auto miało bum!
- Wiem, kochanie, wiem. Mogę ją zabrać? – Zapytała ojca Pawła
- To najsłodsza dziewczynka jaką widziałem, z wyjątkiem moich dwóch kobiet – spojrzał na córkę i na stojącą w drzwiach żonę – ale trudno się mówi. W końcu to tylko moja wnuczka. Odwiozę was.
Pół godziny później stali na parkingu pod blokiem Matyldy.
- To ja już pójdę. Dziękuję.
- Nie ma za co. Matyldo… Dlaczego nie przeprowadzicie się do nas z Melanią?
- Nie oczekuję od nikogo pomocy. Nie jestem żebraczką.
- Ale Matyldo, małej byłoby u nas znacznie lepiej. I mogłabyś przejść na studia dzienne.
- Nie, dziękuję, ale nie. Chcę sama do wszystkiego dojść. Melania! Idziemy!
Weszły do bloku.
Kilka godzin później Mela słodko spała, a Matylda stała przy parapecie. Może głupio zrobiła… Może powinna była to zrobić dla swojej córeczki… Ale przecież obiecała… Obiecała matce, obiecała całemu światu, obiecała Bogu, że nie podda się, że wszystko osiągnie sama. Pocałowała Melanię w czoło i wślizgnęła się pod kołdrę. |
|